Współczesna bitwa Polaków
Maciej Bąk
politeja.pl
17.12.2007
Śledząc koleje naszej historii można wysnuć teorię, że Polacy walczyli, walczą i walczyć będą. Czy słuszne są cele i zamiary współczesnej bitwy Polaków? Aby odpowiedzieć na to pytanie pomyślmy, o co walczą dziś Polacy.
Nasi przodkowie walczyli w obronie naszej polskości, tradycji, w obronie naszych ziem, z faszyzmem, rusyfikacją, a przede wszystkim - o niepodległość.
Wydaje się, że współcześnie bitwa Polaków przypomina walkę Polaka z Polakiem przeciwko Polsce. Jeśli przeciętny Polak mówi o Polsce jako o kraju, który jest tak zły, że nie da się w nim żyć, a swoim rodakom przypisuje najgorsze cechy - czyli tym samym wystawia sobie sam ocenę - czy nie jest zasadne powyższe stwierdzenie? Jako społeczeństwo jesteśmy bardzo zakompleksieni, wciąż marzymy i szukamy ideałów gdzieś daleko w świecie. Można podawać nieskończoną ilość przykładów - najlepszym będzie zapewne ten mówiący o tym, że jesteśmy najbardziej proamerykańskim społeczeństwem zaraz po samych Amerykanach (przy czym należy zauważyć, że około 80% z nas nigdy nie była w USA). Sugerujemy się tym, co przedstawia nam telewizja. Wydaje się jednak, że Stany Zjednoczone wydają ogromne miliony na to żeby świat postrzegał ich w taki, a nie inny sposób – czyli krainę miodem i mlekiem płynącą, raj na ziemi. To tylko pokazuje, jak silnym narzędziem są media i jak łatwo jest poprzez nie manipulować społeczeństwem.
Brak wiary w siebie
Dlaczego tak trudno jest nam walczyć z tym co złe w Polsce? Z biurokracją, z nadmiernie rozbudowanym systemem socjalnych świadczeń, z urzędami, które już dawno nie powinny istnieć? Potrafimy dużo mówić, więc od osiemnastu lat w Polsce wciąż tylko mówi się o tym, co trzeba zmieniać, a nikt nie chce zmian wprowadzać w życie. Czyżby brakowało bohaterów? A może to brak wiary we własne idee? W ich skuteczność i słuszność? Przykładów daleko nie trzeba szukać: przed ostatnimi wyborami Donald Tusk przedstawiał wiele dobrych pomysłów i przekonywał jak mocno w nie wierzy, jednak po przejęciu władzy w nagle wszystko się zmieniło, premier Tusk zapomniał o tym co mówił i obiecywał. Nagle Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego (KRUS) stała się potrzebna i na tyle ważna, że bez niej rolnik nie jest w stanie normalnie funkcjonować etc.
Tak jak pisał w książce „Demokracja - bóg, który zawiódł” Hans-Herman Hoppe, w Polsce pokładano największe nadzieje spośród wszystkich państw postkomunistycznych, ale zamiast wybrać drogę totalnej desocjalizacji i prywatyzacji, Polska wybrała socjaldemokrację, w której tkwimy do tej pory. Być może w Polsce nie były znane żadne inne wzorce? Oby tylko nam nie groziła podobna sytuacja jak we Francji, gdzie wykształciło się społeczeństwo, któremu nie opłaca się pracować, tylko brać wysokie świadczenia socjalne w nieskończoność, nie dając od siebie zupełnie nic. Trud zmiany tej rzeczywistości doświadcza Nicolas Sarkozy.
Strach przed kapitalizmem
W Polsce mamy podobną sytuację. Boimy się czystego kapitalizmu, ponieważ pojęcie to ma u nas konotacje negatywne. 5-6% bezrobotnych w naszym państwie to ludzie, którzy nie chcą pracować, wręcz modlą się o to żeby pracy nie dostać. W zamian wolą wziąć świadczenie socjalne i narzekać na państwo i władzę. A świadczenia idą z naszych podatków.
W naszym państwie najbardziej deptana jest „klasa średnia”, która powinna ciągnąć państwo do przodu. Czyniąc to, kształci się sztuczny podział na biednych i bogatych nie zauważając tych pośrodku.
W urzędach tak często powtarza się zasadę równości. Ale czy jest to równość, czy może raczej ukryta różność? W Polsce opłaca się być albo biednym – bo płacą oni najmniejsze podatki – albo bardzo bogatym, jak panowie Misztal czy Kulczyk. Wtedy życie może być piękne i beztroskie. A ci, którzy są pośrodku boją się brać nagrody, dodatki w pracy, żeby nie przekroczyć już na początku roku najwyższego progu podatkowego. Co to za nagroda, skoro oddajesz ją państwu? Na papierze ładnie wygląda, ale w portfelu tego nie odczuwasz. Mało tego, nie przysługują Ci żadne ulgi, żadne świadczenia dla dzieci, ponieważ na papierku masz tak wysoką pensję, że powinieneś żyć jak przysłowiowy „pączek w maśle”. Szkoda, tylko, że rzeczywistość jest inna…
Urząd Pracy nie powinien się tak nazywać. Proponuję nazwę Urząd Darmowych Świadczeń Socjalnych. Bo każdy, kto dobrze zna się na swoim fachu nie będzie potrzebował pomocy takiego urzędu. I jest to kolejny przykład jak Polacy walczą z Polską.
Uważamy się za społeczeństwo katolickie, a jednocześnie wielu Polaków jest rasistami, są mało tolerancyjni. Może ten katolicyzm, to nie wiara w Boga, a przyzwyczajenie i przymus społeczny chodzenia do kościoła? Wiele z nas jest sprzeczności, które trudno logicznie wytłumaczyć. Ci, którym chce się coś zmieniać, wolą robić to poza granicami Polski, bo tam więcej zarabiają, bo tam łatwiej się żyje. To wszystko prawda, ale w takim razie kto będzie zmieniał Polskę?
Brniemy wciąż w tym bagnie smutku, szarości, bez perspektyw, bez uśmiechu, bez optymizmu, dusimy się w biurokracji, dusimy się w zakłamani. Dobrze, że chociaż marzymy, może narodzi się pokolenie, które zacznie działać, a nie tylko marzyć.
Autor jest studentem IV roku politologii UAM w Poznaniu.
Nasi przodkowie walczyli w obronie naszej polskości, tradycji, w obronie naszych ziem, z faszyzmem, rusyfikacją, a przede wszystkim - o niepodległość.
Wydaje się, że współcześnie bitwa Polaków przypomina walkę Polaka z Polakiem przeciwko Polsce. Jeśli przeciętny Polak mówi o Polsce jako o kraju, który jest tak zły, że nie da się w nim żyć, a swoim rodakom przypisuje najgorsze cechy - czyli tym samym wystawia sobie sam ocenę - czy nie jest zasadne powyższe stwierdzenie? Jako społeczeństwo jesteśmy bardzo zakompleksieni, wciąż marzymy i szukamy ideałów gdzieś daleko w świecie. Można podawać nieskończoną ilość przykładów - najlepszym będzie zapewne ten mówiący o tym, że jesteśmy najbardziej proamerykańskim społeczeństwem zaraz po samych Amerykanach (przy czym należy zauważyć, że około 80% z nas nigdy nie była w USA). Sugerujemy się tym, co przedstawia nam telewizja. Wydaje się jednak, że Stany Zjednoczone wydają ogromne miliony na to żeby świat postrzegał ich w taki, a nie inny sposób – czyli krainę miodem i mlekiem płynącą, raj na ziemi. To tylko pokazuje, jak silnym narzędziem są media i jak łatwo jest poprzez nie manipulować społeczeństwem.
Brak wiary w siebie
Dlaczego tak trudno jest nam walczyć z tym co złe w Polsce? Z biurokracją, z nadmiernie rozbudowanym systemem socjalnych świadczeń, z urzędami, które już dawno nie powinny istnieć? Potrafimy dużo mówić, więc od osiemnastu lat w Polsce wciąż tylko mówi się o tym, co trzeba zmieniać, a nikt nie chce zmian wprowadzać w życie. Czyżby brakowało bohaterów? A może to brak wiary we własne idee? W ich skuteczność i słuszność? Przykładów daleko nie trzeba szukać: przed ostatnimi wyborami Donald Tusk przedstawiał wiele dobrych pomysłów i przekonywał jak mocno w nie wierzy, jednak po przejęciu władzy w nagle wszystko się zmieniło, premier Tusk zapomniał o tym co mówił i obiecywał. Nagle Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego (KRUS) stała się potrzebna i na tyle ważna, że bez niej rolnik nie jest w stanie normalnie funkcjonować etc.
Tak jak pisał w książce „Demokracja - bóg, który zawiódł” Hans-Herman Hoppe, w Polsce pokładano największe nadzieje spośród wszystkich państw postkomunistycznych, ale zamiast wybrać drogę totalnej desocjalizacji i prywatyzacji, Polska wybrała socjaldemokrację, w której tkwimy do tej pory. Być może w Polsce nie były znane żadne inne wzorce? Oby tylko nam nie groziła podobna sytuacja jak we Francji, gdzie wykształciło się społeczeństwo, któremu nie opłaca się pracować, tylko brać wysokie świadczenia socjalne w nieskończoność, nie dając od siebie zupełnie nic. Trud zmiany tej rzeczywistości doświadcza Nicolas Sarkozy.
Strach przed kapitalizmem
W Polsce mamy podobną sytuację. Boimy się czystego kapitalizmu, ponieważ pojęcie to ma u nas konotacje negatywne. 5-6% bezrobotnych w naszym państwie to ludzie, którzy nie chcą pracować, wręcz modlą się o to żeby pracy nie dostać. W zamian wolą wziąć świadczenie socjalne i narzekać na państwo i władzę. A świadczenia idą z naszych podatków.
W naszym państwie najbardziej deptana jest „klasa średnia”, która powinna ciągnąć państwo do przodu. Czyniąc to, kształci się sztuczny podział na biednych i bogatych nie zauważając tych pośrodku.
W urzędach tak często powtarza się zasadę równości. Ale czy jest to równość, czy może raczej ukryta różność? W Polsce opłaca się być albo biednym – bo płacą oni najmniejsze podatki – albo bardzo bogatym, jak panowie Misztal czy Kulczyk. Wtedy życie może być piękne i beztroskie. A ci, którzy są pośrodku boją się brać nagrody, dodatki w pracy, żeby nie przekroczyć już na początku roku najwyższego progu podatkowego. Co to za nagroda, skoro oddajesz ją państwu? Na papierze ładnie wygląda, ale w portfelu tego nie odczuwasz. Mało tego, nie przysługują Ci żadne ulgi, żadne świadczenia dla dzieci, ponieważ na papierku masz tak wysoką pensję, że powinieneś żyć jak przysłowiowy „pączek w maśle”. Szkoda, tylko, że rzeczywistość jest inna…
Urząd Pracy nie powinien się tak nazywać. Proponuję nazwę Urząd Darmowych Świadczeń Socjalnych. Bo każdy, kto dobrze zna się na swoim fachu nie będzie potrzebował pomocy takiego urzędu. I jest to kolejny przykład jak Polacy walczą z Polską.
Uważamy się za społeczeństwo katolickie, a jednocześnie wielu Polaków jest rasistami, są mało tolerancyjni. Może ten katolicyzm, to nie wiara w Boga, a przyzwyczajenie i przymus społeczny chodzenia do kościoła? Wiele z nas jest sprzeczności, które trudno logicznie wytłumaczyć. Ci, którym chce się coś zmieniać, wolą robić to poza granicami Polski, bo tam więcej zarabiają, bo tam łatwiej się żyje. To wszystko prawda, ale w takim razie kto będzie zmieniał Polskę?
Brniemy wciąż w tym bagnie smutku, szarości, bez perspektyw, bez uśmiechu, bez optymizmu, dusimy się w biurokracji, dusimy się w zakłamani. Dobrze, że chociaż marzymy, może narodzi się pokolenie, które zacznie działać, a nie tylko marzyć.
Autor jest studentem IV roku politologii UAM w Poznaniu.